sobota, 14 września 2019

Rejs 2019 - etap pierwszy - Mazury

   Plan był ambitny. Z Węgorzewa przez wielkie jeziora do Pisza, potem Pisa, Narew, Zalew Zegrzyński, Kanał Żerański do Wisły, następnie Wisłą przez Płock, Włocławek, Toruń, Grudziądz do Białej Góry. Potem jeszcze tylko Nogat z 4-ma śluzami, kanał Jagieloński, Elbląg, 5 pochylni na kanale Elbląskim, j. Ruda Woda, Miłomłyn i już tylko kanał Iławski, by wpłynąć na Jeziorak.To wszystko w trzy tygodnie. Łódka Brocha, Rzaq i Tomasz czyli Ja. I udało się. Teraz można to opisać.


   dzień 1 - 15.06 
Do Iławy przyjechaliśmy z Krakowa nocnym pociągiem. Z dworca odebrał nas Cypek, ten który zaoferował nam pomoc w transporcie jachtu na Mazury. Należą mu się za to podziękowania. Zajechaliśmy do Siemian gdzie zimujemy łódkę. Z plandeki na jachcie niewiele zostało, same strzępy. Po przepakowaniu łajby i drobnych naprawach przyczepki, ruszyliśmy w drogę - ponad 200 kilometrów. Poszło dosyć sprawnie, mimo bezskutecznych poszukiwań w różnych sklepach zaginionego akumulatora do instalacji solarnej na łódce. Trudno, zaczniemy bez prądu.
   Port Keja w Węgorzewie to nasze miejsce wodowania - jedyny slip w mieście, przynajmniej według internetów. Zostaliśmy serdecznie przywitani, podhalańskim "Czterdzieści złotych", to pierwsze słowa jakie usłyszałem na Mazurach, a chodziło o cenę slipu, bardzo ciasnego slipu, nawet jak na moją 485-kę. Po zwodowaniu zjedliśmy obiad, pożegnaliśmy Cypka, małe zaopatrzenie i zatankowanie paliwa w wodnej stacji paliw (bardzo dobry pomysł z tymi stacjami). Mimo stosunkowo późnej pory, postanowiliśmy wypłynąć na Mamry i poszukać jakiegoś dzikiego miejsca na biwak, ponieważ takie preferujemy. Niestety na lewym brzegu gdzie płynęliśmy, same szuwary, tylko jedno prywatne dostępne miejsce. Zaryzykowaliśmy spotkanie z widłami, zwłaszcza że nikogo nie było na miejscu. Po poprzedniej nocy spędzonej w pociągu, wcześniej położyliśmy się spać.


   dzień 2 - 16.06 
Wstałem wreszcie wyspany. Szybkie śniadanie i kąpiel w płytkiej i przejrzystej w porównaniu do Jezioraka wodzie Mamr. Ruszyliśmy w drogę na silniku z powodu braku wiatru, chyba było za wcześnie na wiatr. Po odbiciu zauważyliśmy nerwowe ruchy na miejscu gdzie nocowaliśmy. To chyba gospodarz zorientował się, że ktoś stał przy jego brzegu. Mamry Północne lub Właściwe pokonaliśmy wzdłuż wyznaczonego szlaku wodnego. Potem jezioro Kirsajty i wypłynęliśmy na Dargin. Trochę zaczęło wiać od rufy, więc postawiliśmy żagle. Mieliśmy w planie odbić na jezioro Dobskie, ale zrezygnowaliśmy ze względu na możliwość totalnej flauty, a tam jest strefa ciszy. Po drodze, już na Kisajnie zatrzymaliśmy się na prawym brzegu na obiad w postaci kiełbasy z ogniska. To jezioro należy do kompleksu 6 jezior zwane kompleksem Mamry. Były to kiedyś osobne jeziora połączone strumieniami. Poziom wód podniósł się w XVI - XVII wieku o kilka metrów i jeziora połączyły się.
   Na nocleg wybraliśmy bindugę Zimny Kąt. Sympatyczne miejsce z wieloma małymi pomostami, wiatami, prymitywną łazienką, mini sklepikiem z zupą i piwem i miejscem na ognisko. Czterdzieści złotych, to zdecydowanie za dużo za półdziką przystań, ale cóż, to Mazury. Wcześnie zapłynęliśmy, to i ognisko szybko poszło i o 21-szej było po wszystkim.



   dzień 3 - 17.06
W poniedziałkowy ranek ruszyliśmy w kierunku Giżycka. Bardzo ciekawy, naszpikowany wyspami odcinek jeziora Kisajno pokonaliśmy oczywiście na żaglach. Na jezioro Niegocin można dostać się na dwa sposoby: Świeżo wyremontowanym Kanałem Niegocińskim lub Kanałem Giżyckim z unikalnym mostem obrotowym. Chcieliśmy zawinąć do Giżycka, dlatego wybraliśmy tą drugą opcję. Szczęśliwie trafiliśmy na otwarty most. Zatrzymaliśmy się w porcie Ekomariny, gdzie w sklepie żeglarskim udało nam się nabyć brakujący akumulator. Teraz można szaleć z telefonem i oświetleniem. Zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy obiad przy nabrzeżu portu Żeglugi Mazurskiej gdzie stał akurat statek Derkacz. Ten sam co pływał swego czasu w Iławie. Ruszyliśmy dalej przez Niegocin i jezioro boczne. Wiatr cały czas umiarkowany ale kierunek korzystny. Żeglowanie na chwilę przerywa nam najkrótszy kanał Kula. Potem rynnowe jeziora Jagodne i Szymoneckie. Poczułem się trochę jak na Jezioraku. Dzisiaj biwak w Szymonce Rodzinnej. Prywatna przystań z polem namiotowym, ładnie wystrzyżona trawa, miejsce na ognisko, altana i boisko do siatkówki. Do budynku z łazienką 300 metrów, ale nad jeziorem toy toy. Rozsądna cena - zapłaciliśmy 20 złotych, ale drewno na ognisko cztery dychy. Zrezygnowaliśmy z ogniska, ale tylko na chwilę bo zobaczyliśmy że, drzewa nad naszymi głowami są w połowie suche. Starą metodą na linkę z obciążnikiem, przystąpiliśmy do pozyskania opału. Nie spodobało się to właścicielce do tego stopnia że przyjechała z góry samochodem (za daleko by chodzić, używali do tego również kosiarki) żeby wyrazić swoje niezadowolenie z powodu patyczków utrudniających koszenie trawy. Wyzbieranie wszystkich patyczków zajęło nam pół godziny, ale ognisko zapaliliśmy i kiełbaski upiekliśmy.


   dzień 4 - 18.06
Dziś odcinek z kanałami przedzielonymi małymi jeziorami. Na pierwszym z nich: jeziorze Szymon, pływająca na samym środku smażalnia ryb. Niestety nie udało się spróbować ryby, jesteśmy za wcześnie - nie zaczęli jeszcze sezonu. Po wpłynięciu na Tałty stawiamy oczywiście żagle. Wiatr raczej słaby, ale znów nam się udaje uniknąć halsówki. Przed Mikołajkami taki kontrast: Po prawej burcie wyciąg narciarski i hotel Gołębiewski a na przeciwko stara zaniedbana hala fabryczna. Mikołajki mijamy bez postoju - nic dobrego nie słyszałem o tym mieście, chociaż od wody wygląda sympatycznie. Zrobiliśmy za to sobie krótką przerwę na prawym brzegu Mikołajskiego w miejscu o nazwie "Pole Namiotowe w Zatoce". Mimo że to była bardzo krótka przerwa, zdążył przyjść pan kasjer i skasował nas na piątaka.
   Nocleg zaplanowaliśmy na Popielskim Rogu, tuż przed wyjściem na Śniardwy, tak aby rano wypłynąć na największe polskie jezioro i uniknąć silnego wiatru i fali. Prognozy mówią o zmianie kierunku wiatru na południowo-wschodni, czyli w mordę. Dobrze że ma być umiarkowany. Nie zapłynęliśmy do Rynu, ani nie mamy zamiaru popłynąć w kierunku Rucianego bo chcemy opuścić Mazury przed długim weekendem czyli czwartkiem.
   Na Popielskim Rogu nie ma żadnej infrastruktury, chociaż w aplikacji widnieje marina - pewnie została zlikwidowana. Nie przeszkadza nam to wcale - jesteśmy samowystarczalni. Chociaż zimne piwo by się przydało. Do sklepu w Popielnie niecałe dwa kilometry. Po wielogodzinnym siedzeniu na łajbie, spacer mi dobrze zrobi. Wieczorem jak zwykle ognisko z kiełbaską.



   dzień 5 - 19.06
Wyszliśmy na Śniardwy. Na razie wiatr słaby, ale da się płynąć prawym bajdewindem w kierunku Pisza. Wielkość jeziora robi na nas, żeglarzy szuwarowo-bagiennych wrażenie. Wiatr równiejszy niż na mniejszych jeziorach, chociaż też trzeba trochę sterem pracować. Z czasem siła wiatru zwiększa się a kierunek stopniowo skręca na południowo-wschodni taki jaki był w prognozach. Trzeba halsować. Żeglujemy tak żeby nie tracić z oczu toru wodnego. Na jeziorze widać tylko kilka żaglówek, mniej niż na innych jeziorach Mazur. Ostatnie żeglowanie na jeziorze Seksty (to taka zatoka Śniardw) i zmieniamy napęd na mechaniczny.
   Wpływamy na najdłuższy na Mazurach kanał Jegliński ze śluzą Karwik - tutaj też pusto. Jeszcze przeskok przez jezioro Roś i jesteśmy na Pisie w Piszu. Czas na przerwę obiadową. Po prawej stronie ładne miejsca cumownicze. Spłoszyła nas tabliczka Hotelu nad Pisą z wysoką ceną za cumowanie. Cóż, pozostało nam zarośnięte nabrzeże przy zlikwidowanym lokalu. W Piszu zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy pizze a następnie zaczęliśmy spływ Pisą, ale o tym w następnym odcinku.



   Podsumowanie
Wielkie Jeziora Mazurskie to chyba najatrakcyjniejsze miejsce do żeglowania w Polsce. Duże czyste jeziora połączone stosunkowo krótkimi i dobrze utrzymanymi kanałami. Można je przepłynąć w 3-5 dni, tak jak my a można zbaczać z głównego szlaku i żeglować nawet kilka tygodni. Bogata infrastruktura, bardzo dużo portów i bindug. Pozytywnym zaskoczeniem dla nas była mała ilość motorówek, być może w czasie wakacji jest ich więcej.
   Minusem jest wszechobecna komercja, za wszystko się płaci, na przykład drewno do ogniska. Trudno jest znaleźć dzikie miejsce odpowiednie na biwak, czy choćby zatrzymania się na chwilę. W szczycie sezonu utrapieniem może być też, tłok na wodzie i problem ze znalezienia miejsca w porcie. W czerwcu nie ma z tym problemu.

2 komentarze:

  1. Tomasz trzeba było zapytać marmaja555 mieszkałem tam 12 lat k Węgorzewa, znam -znałem Mamry przekajakowałem je kilka razy slipowanie free na dzikiej plaży kilka km od Węgorzewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skorzystam następnym razem, jak takowy będzie.

      Usuń