środa, 25 grudnia 2019

Rejs 2019 - etap ostatni

   Pozostał nam do przepłynięcia Nogat, kanał Jagieloński, rzeka Elbląg, jezioro Drużno, kanał Elbląski z kilkoma jeziorami, kanał Iławski i już wylądujemy na Jezioraku. Dużo nazw geograficznych ale trzy dni powinno w zupełności wystarczyć (to około 135 km.)

Elbląg


Dzień 17 - 01.07
   Przepłynęliśmy przez śluzę w Białej Górze i zatrzymaliśmy się zaraz za nią przy nowej przystani. Blisko stąd do wiejskiego sklepu, gdzie można posiedzieć na huśtawce i pogadać ze sprzedawcą o lokalnych problemach. Okazało się że zna naszego przyjaciela z Malborka, a mowa o Bosym Rysiu. Znaczy jesteśmy prawie w "domu". Przed dalszą podróżą oglądnęliśmy jeszcze śluzę w Białej Górze od strony lądu. Zdecydowanie wyróżnia się swoją architekturą od innych tego typu obiektów.
   Dzisiaj mamy do przepłynięcia jeszcze dwie śluzy: Szonowo i Rakowiec, bo mamy zamiar zatrzymać się zaraz za tą drugą żeby odwiedzić znajomych sadowników Miodków. Na Nogacie prąd jest tak mały że, w zasadzie niezauważalny. Jest na tyle szeroko że, żegluga jest całkiem przyjemna. Widoczki też niczego sobie.
   Do Miodków dotarliśmy późnym popołudniem. Ucieszył się z nowego rusztu którego z takim trudem odbieraliśmy w Świeciu. Po spotkaniu poszliśmy spać do jachtu, żeby z rana wyruszyć w dalszą drogę. Postój na 24 kilometrze Nogatu a przepłynęliśmy dziś 40.

Dzień 18 - 02.07
   Ruszyliśmy po śniadaniu. Pozostała nam jedna śluza Michałowo do przejścia. Wszystkie śluzy są podobne, z ręczną obsługą przepustów i wrót. Tą obsługiwała kobieta, raczej nie wyglądała na wegankę.
   Rzeka robi się jakby szersza, Część dystansu udało nam się pokonać na napędzie łączonym - silnik plus fok, a niekiedy na samym foczku, i tak dopłynęliśmy do 52 kilometra gdzie skręcamy w prawo na kanał Jagieloński. Kanał wybudowany w 1483 roku ma niepełna 6 kilometrów. Te sześć kilometrów ciągną się jakby to było sześćdziesiąt. Wszystko przez widok ograniczony do wysokich trzcin po obu stronach kanału.
   Wylądowaliśmy na starym mieście Elbląga. Zwiedziliśmy pobieżnie starówkę, zjedliśmy obiad i uzupełniliśmy zapasy. Trzeba warkotać dalej, bo mamy zamiar dotrzeć do pochylni.
   Kilka kilometrów rzeki Elbląg i wpływamy na Jezioro Drużno lub Druzno. Wyjątkowe jezioro, prawie całkiem zawładnięte przez roślinność. Tylko pogłębiona droga wodna przypomina że mamy tu wodę. Przeróżne gatunki ptaków, od Łabędzi do Rybitw i Bielików.
   Trudno wyczuć moment kiedy jezioro przechodzi w kanał Elbląski. Sześć kilometrów kanału do pochylni Całuny. Przed pochylnią dogodne miejsce do cumowania ze stołami, chińską sławojką i miejscem na ognisko. My zacumowaliśmy kilkadziesiąt metrów wcześniej, bo przy nabrzeżu był komplet. Oczywiście ognisko kiełbaski i coś na trawienie. Dzisiaj 54 kilometry na wodzie.

Drużno

Dzień 19 - 03.07
   Pochylnia Całuny wybudowana jako ostatnia zastępując 5 śluz, jako jedyna ma napęd turbinowy - pozostałe koło wodne. Opłatę za wszystkie pięć pochylni należy uiścić w maszynowni, to około pięćset metrów od nabrzeża cumowniczego. Spory spacer, ale przy okazji można obejrzeć pochylnie z pozycji lądu. Przed pochylniowaniem (nowe słowo stworzone analogicznie do śluzowania) podzieliliśmy się obowiązkami: Rzaq został cumowniczym a Ja zająłem się obsługą silnika, miecza i steru. Po trzech pochylniach zamieniliśmy się rolami. Za ostatnią pochylnią Buczyniec przystań, można zwiedzić Izbę Historii Kanału Elbląskiego lub coś przekąsić. My zrezygnowaliśmy z tych atrakcji i ruszyliśmy dalej, akurat w tym samym momencie co 5 pozostałych łódek. podejrzewam że, to były wszystkie które dzisiaj płynęły
kanałem. Obiad zjedliśmy prawie w biegu. Prawie oznacza że jednak zatrzymaliśmy się ale bez dobijania. Jak chcieliśmy wystartować, to akurat pojawiło się największe od czasów Jana Pawła II stado kajakarzy, co nieco wydłużyło postój.
   Dopłynęliśmy do Czupli na Rudej Wodzie i postanowiłem spróbować użyć spinakera. Rzaq był sceptyczny i jak się później okazało - słusznie. Po krótkiej chwili wiatr, a raczej półwiatr okazał się porywisty. Musieliśmy ratować się szybkim i nieudolnym zwijaniem żagla. Dalej poszliśmy na foku, co też nie trwało zbyt długo, bo jezioro niekorzystnie skręca na południe, a nie mieliśmy ochoty na instalacje bomu z grotem i uruchomiliśmy ostatecznie katarynę. I tak przepłynęliśmy resztę Rudej Wody, kilka pomniejszych jeziorek przerywanych kanałem i wpłynęliśmy na Jezioro Ilińskie znane z czyściutkiej turkusowej wody - zwłaszcza za mostem kolejowym, gdzie był cel naszej dzisiejszej podróży. Zatrzymaliśmy się po lewej stronie wąskiej zatoki. Oczywiście kąpiel obowiązkowa, mimo stosunkowo niskiej temperaturze. Obowiązkowe też ognisko.
   Dziś 43 kilometry - to nie tak mało zważywszy na pochylnie.
 
Dzień 20 - 04.07
   To był ostatni postój w tym rejsie. Skorzystaliśmy z okazji i poupychaliśmy na Broszce gdzie się dało drewno bo na Lipowej może być krucho z tym towarem. Jeszcze jedna poranna kąpiel w krystalicznej wodzie Jelonka i można płynąć do Siemian. Do celu około 20 kilometrów.
   Zanim weszliśmy na kanał Iławski, skręciliśmy do tak zwanego Portu w Miłomłynie, żeby zrobić większe zakupy. A że nie lubimy daleko chodzić, przepłynęliśmy pod niskim mostem i zatrzymaliśmy się pod samą Biedronką i Lewiatanem. Dobrze zaopatrzeni we wszystko co może być potrzebne łącznie z drewnem na opał. dopłynęliśmy do Jezioraka. Tu oczywiście przezbroiliśmy łajbę do funkcji żeglarskich i dopłynęliśmy do Siemian na obiad a potem do "domu" czyli na Cypel Buraczkowy. Rejs zakończony pomyślnie.

Podsumowanie:
  • przepłynęliśmy 850 kilometrów w 20 dni
  • pokonaliśmy 7 śluz i 5 pochylni
  • spaliliśmy około 40 litrów paliwa
  • wystartowaliśmy z poziomu 116 metrów a skończyliśmy na 99 m najniższy punkt 0 m  
  Ciekawa, urozmaicona trasa. Cztery różniące się od siebie rzeki. Dużo jezior, zwłaszcza na początku i końcu rejsu, ale też po drodze Zalewy Zegrzyński i Włocławski. Oprócz tego trochę kanałów, śluz i pochylni. Wcale się w tym rejsie nie nudziłem. Chyba dlatego że, nie napinaliśmy się na płynięcie od rana do wieczora tylko kończyliśmy z reguły przed dziewiętnastą. Zazwyczaj rozpalaliśmy ognisko i wieczór spędzaliśmy przy nim.
   Dziwie się dlaczego tak mało ludzi spędza wakacje w ten sposób. Nie jest to takie trudne - wystarczy odpowiednia łódka, odpowiednia załoga, podstawowe doświadczenie, dobry plan i trochę wolnego czasu.      

Z uwagi na rozładowane baterie nie mamy więcej zdjęć z tego odcinka rejsu. 

środa, 4 grudnia 2019

Rejs 2019 - etap czwarty - Wisła

  
Płock - zdjęcie wykonane przez Pana Andrzeja bywalca Jezioraka
    Odcinek Wisły z Warszawy do Białej Góry (początek Nogatu) liczy 360 kilometrów. Po drodze 41 kilometrów zalewu Włocławskiego na którym mamy zamiar rozwinąć żagle. Orientacyjny czas rejsu to 6 dni. Ten etap przepłynęliśmy dwa lata temu, więc mamy jakieś doświadczenie. Chociaż Rzaq większość przeleżał na koi z powodu wypadku ze stopą, ale o tym już pisałem w 2017 roku.
dobijanie do wyspy



Dzień 10 - 24.06
   Wypłynęliśmy na Wisłę na 520 kilometrze. Od razu dostaliśmy przyspieszenia którego powodem był szybki nurt, a szybki nurt to łatwiejsze czytanie wody. Wyższy poziom wody niż w poprzednim rejsie.
   Przerwę na obiad zrobiliśmy sobie przy wyspie na wysokości Jabłonnej. Trochę tam mulisty brzeg.
   Za mostem im. Józefa Piłsudskiego gdzie Rzaq dwa lata temu przedziurawił stopę, skręciliśmy w prawo na Narew, przez co mogliśmy obejrzeć stary spichlerz z każdej strony. A ten manewr wykonaliśmy po to, żeby wysadzić naszego towarzysza podróży Pticę na plaży za twierdzą Modlin, a przed mostem drogowo-kolejowym. W dalsza drogę przyszło nam płynąć we dwójkę.
  
Spotkaliśmy odkrytą żaglówkę bez silnika. Okazało się że chcą dopłynąć do Włocławka, i udało im się - widzieliśmy ich później na zalewie.
   Biwak na prawym brzegu w miejscowości Smoszewo (564 km). Komary mocno utrudniały spędzanie czasu przy ognisku. Dziś przepłynęliśmy około 65 km. z czego 44 Wisłą.

Dzień 11 - 25.06
   Upał. Część dystansu pokonaliśmy na spinakerze. Wiatr z tyłu spotęgował gorąco. Z tego powodu
Na Narwi - niedaleko ujścia do Wisły
zatrzymaliśmy się dzisiaj już około szesnastej na dużej łasze przy wyspie - 621 kilometr. Mimo tego dzisiejszy dystans to 57 kilometrów a do Płocka niedaleko. Komary znów w natarciu, mimo mocnego środka nie odpuszczają.

Dzień 12 - 26.06
   Rano zapłynęliśmy do portu w Płocku, tego przy molo wzdłuż brzegu i amfiteatrze. Żeby dojść do miasta trzeba się mocno napocić, wysoko jak na Polskę północną. Pierwsze knajpy właśnie się otwierały, więc zimne piwo i jeszcze zimniejsze lody znalazły miejsce w naszych przełykach. Jeszcze "małe" zakupy, wymiana płetwy sterowej na żeglarską i możemy stawiać żagle.
   Wiatr zmienił kierunek na zachodni więc płyniemy bajdewindem, ale to nawet dobrze bo upał nie odpuszcza a to zawsze trochę chłodniej.
   Zatrzymaliśmy się za Nowym Duninowem w jakimś starym ośrodku. Zjedliśmy obiad na stacji w klimatyzowanym pomieszczeniu - przy tych temperaturach to luksus.
   Po obiedzie ruszyliśmy dalej na żaglach, ale po chwili wiatr skręcił na mordewind, a może to jezioro skręciło. W każdym razie był za słaby wiatr na halsowanie, więc przeszliśmy na napęd mechaniczny. Dobrze że udało nam się chociaż połowę zalewu pożeglować.
   Na nocleg wypatrzyliśmy sobie (w internecie) zatokę w Zarzeczewie na prawym brzegu . Ale nie marinę, tylko miejsce opanowane przez lokalnych wędkarzy. Nieco zaśmiecone ale ładnie położone i bez komarów! Co chwilę żaby dają recital stereo w blasku księżyca i ogniska.
   Dziś przepłynęliśmy 51 kilometrów.

Dzień 13 - 27.06
   Śluzowanie we Włocławku mamy o jedenastej, wiec zmieniamy płetwę na rzeczno-kanałową i
śluza Włocławek
ruszamy na silniku. Od rana dosyć mocno wieje, fale coraz większe. dobrze że mamy tylko kilka kilometrów do śluzy. Tym razem do operacji podchodzimy na luzie - w odróżnieniu do poprzedniego rejsu. Dalej wysokość śluzy robi duże wrażenie. Obliczyliśmy że trzeba przepuścić przez nią 20 milionów litrów wody, a to kosztuje 7 złotych i 20 groszy.
   Płyniemy dalej, coraz większe fale przy wietrze pod prąd mocno utrudniają żeglugę, zwłaszcza na płytkich bystrzach. Postanowiliśmy to przeczekać w porcie Włocławskim. Przy okazji zwiedziliśmy miasto i uzupełniliśmy zaopatrzenie.
   Niewiele to pomogło ale nie ma co czekać dłużej. Jakoś poszło, zwłaszcza gdy Rzaq schował się do kabiny i dziób poszedł trochę w dół. Rafę za Włocławkiem też pokonaliśmy bez problemu.
   Następna przerwa w Nieszawie. Miasteczku gdzie kręcono film "Wiosna panie sierżancie". Niewiele się od tego czasu zmieniło: Rynek, kilka uliczek i prom. Ale znalazła się nawet restauracja, co prawda tylko jedno danie, ale smaczne zrazy.
  Cuma na dzisiejszą noc przypadła na 722 kilometrze, znowu na prawym brzegu, niedaleko do Torunia. Miejsce wygląda na były prom, a jak się później dowiedziałem to przeprawa czołgowa. W tym miejscu bród istniał od zawsze. Przeprawiali się tutaj: Hunowie, Wandalowie, Burgundowie, Goci i Gepidzi.
  Dziś 50 kilometrów na wodzie.

Dzień 14 - 28.06
   Toruń. Płynąc Wisłą koniecznie trzeba odwiedzić to miasto. Tak też uczyniliśmy i to był nasz
jedyny dzisiejszy przystanek.
   Cały czas meandrujemy z prawego na lewy brzeg i z powrotem. Może się znudzić.
   Tradycyjnie wieczór spędziliśmy na prawym brzegu, przy ognisku i przy komarach. 797 kilometr, przed Chełmnem, dystans 75 km.

Dzień 15 - 29.06
   Dzisiaj musimy się dostać do Media Experta w Świeciu. W tym celu popłynęliśmy wąska rzeczką Wdą trzy kilometry pod prąd, a że trzeba nam było kupić paliwo to jeszcze dwa do młyna. Bardzo czysta woda, przez co było widać ryby, masę śmieci na dnie a przy okazji niebezpieczne głazy. nie było to łatwe przedsięwzięcie. Rzaq siedział na dziobie i wydawał polecenia. Wielokrotnie zahaczaliśmy położonym masztem o gałęzie. Przy młynie nie było większych problemów z dobiciem, bo jest tam stanowisko dla kajakarzy, ale na wysokości Media Experta musieliśmy się przedzierać przez zarośla i wychodzić po śliskim, gliniastym brzegu. No ale daliśmy radę i wróciliśmy w całości na szerokie wody królowej polskich rzek.
   
Grudziądz - przy małej elektrowni wodnej
Następnym przystankiem jest Grudziądz z majestatycznymi spichrzami nad Wisłą. Zatrzymaliśmy się przy małej starej elektrowni wodnej. Mieści się tam Towarzystwo Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych. Na rynku zjedliśmy pizzę. Trochę zaskoczył nas widok tramwaju jadącego przed samym lokalem.
   Biwak na 840 kilometrze. Mała łacha miedzy ostrogami. Rzaq poszedł na ostrogę łowić ryby na spinning i złapał za ogon 40 centymetrowego Bolenia. Na szczęście dla niego, wymsknął się w ostatniej chwili a miałem go już prawie w ręce. Dlatego na kolację kiełbasa z ogniska. Przepłynęliśmy tylko 43 kilometry Wisły plus koło 10 na Wdzie.

Dzień 16 - 30.06
   Niedziela, zapowiadają upał 35 stopni. Mamy spotkanie z Cyganem, Sylwią i Stankinem w Korzeniewie. Prawie cały dzień spędziliśmy u Stankina w chłodnej "Centrali" na rozmowach przy piwie i potrawach z grilla. Z tego powodu nasz dzisiejszy dystans to 30 kilometrów z ostatnim postojem na Wiśle. Tym razem jest to ostroga dwa kilometry za mostem w Korzeniewie. Chociaż było późno, to ogniska sobie nie odpuściliśmy a komary też nam nie odpuściły, jak zawsze na Wiśle w tym roku. 870 kilometr.


Dzień 17 - 1.07
   Do Białej Góry gdzie mamy wpłynąć na Nogat zostało nam kilkanaście kilometrów. Mało brakło a przegapiłbym wejście, ale udało się.

Podsumowanie:
   Wisła płynie się lepiej niż Narwią. Jest szybszy prąd, co przekłada się na czytanie rzeki. Jest tez więcej piasku, co z kolei pomaga w razie wpłynięcia na mieliznę i oczywiście jest więcej miejsc na potencjalny biwak - zwłaszcza na odcinku do przed Włocławkiem. W ogóle trzeba podzielić przebyty przez nas odcinek Wisły na trzy części: Pierwsza Warszawa - Płock - półdzika, z wieloma wyspami odnogami i łachami przez co ciekawa. Druga to zalew Włocławski - dobra do żeglowania. Trzecia - od Włocławka - uregulowane szerokie koryto z ciągłymi zmianami toru wodnego z jednego brzegu na drugi.
   Wody (wbrew temu co mówią hydrolodzy) w tym roku było więcej niż dwa lata temu. Zdecydowanie więcej też było komarów - tak wiem że się powtarzam, ale to ostatni raz.
   Plan rejsu przewidywał 6 dni a wyszło nam 7. Spowolnił nas upał i wycieczka na Wdę.


  

    więcej zdjęć


    

czwartek, 24 października 2019

Rejs 2019 - etap trzeci - Narew

Skansen w Nowogrodzie

   Narew - rzeka długości 484 km, my mamy do przepłynięcia 178 km, z czego kilkanaście to Zalew Zegrzyński, a ostatnie 17 zamienimy na Kanał Żerański. Przeznaczyliśmy na to 3 dni.


dzień 7 - 21.06
   Wpłynęliśmy na Narew w Nowogrodzie. Na tablicy 178 kilometr, jak się później okazało kilometry
Wieczorna mgiełką spowodowana spadkiem temperatury
oznaczone są malejąco. Nad rzeką ładny skansen - wejście od drugiej strony czyli od góry - zrezygnowaliśmy ze zwiedzania.
   Pierwsze wrażenie na Narwi pozytywne. Szeroko, głęboko i wolno płynąca rzeka - sielanka. Zauroczenie nie trwało jednak zbyt długo. Zgasło po pierwszym zahaczeniu o kamienie, na które nic nie wskazywało.
   Na piątkowe zakupy zatrzymaliśmy się w Laskowcu za ostrym zakrętem w prawo. Do sklepu parę kroków, więc poszedłem drugi raz po zapas browarów.
   Ruszyliśmy dalej. Przed nami elektrownia w Ostrołęce z progiem spiętrzającym. Próg podzielony jest na trzy części w poprzek rzeki a sygnalizacja świetlna pokazuje którą częścią trzeba płynąć. Opuszczona była skrajna lewa poduszka.
   Ostrołękę minęliśmy bez zatrzymania, bo wspólnie uzgodniliśmy że nie ma co tam szukać (przepraszamy za to Ostrołęczan).
   Na nocny postój stanęliśmy tym razem przy lesie za Ostrołęką na lewym brzegu w miejscu z małą infrastrukturą turystyczną w postaci wiaty i ławek przy ognisku. 140 kilometr, czyli dzisiaj 38 kilometrów Narwi, kilkanaście Pisy, razem ponad 50.

dzień 8 - 22.06
   Drugi dzień zmagań z Narwią. Rzeka płynie leniwie, przez co trudno ją przeczytać. Często
Na Mazury
uderzamy mieczem o jakieś twarde przeszkody, prawdopodobnie to kamienie. Boje trzeba omijać szerokim łukiem żeby bezpiecznie przepłynąć. Do tego mnóstwo wędkarzy, a wśród nich tacy, co wyrzucają żyłkę przez całą szerokość rzeki i mają pretensje że się zahacza.
   Spotkaliśmy pierwszą łódź kierującą się na Mazury, potem jeszcze dwa jachty i jedną nietypową, bo odkrytą z materacem na dachu - dopytywali się, czy przejdą Pisą?
   W miejscowości Różan chcemy się zatrzymać na zakupy. Musimy przepłynąć pod jednym z nielicznych mostów a płyniemy z postawionym masztem. Oceniliśmy że przejdziemy ale w ostatniej chwili zobaczyliśmy przed samym mostem druty energetyczne dużo niżej niż sam most. Za późno na jakąkolwiek reakcję. Zahaczyliśmy samym topem masztu i drut się prześlizgnął. Na szczęście nie był pod napięciem, no ale zero jakichkolwiek oznaczeń. Miasteczko zupełnie odcięte od Narwi. Trzeba się przedzierać przez błoto i krzaki żeby dotrzeć do ulicy, o braku nabrzeża nie wspominając.
   Dziś sobota i noc świętojańska. Nad rzeką mijamy kilka lokalnych imprez z tej okazji. Na noc stanęliśmy w miejscowości Zambski Kościelne. Tutaj również impreza, nieco powyżej naszego biwaku, ale my mamy swoje ognisko - jak zwykle zresztą. Do ujścia 80 km, dziś przepłynęliśmy 60.

dzień 9 - 23.06
   Niedziela - ostatni dzień długiego weekendu.
Malownicza odnoga Narwi w Pułtusku
   Koło południa dopłynęliśmy do Pułtuska. Do miasta można wpłynąć odnogą Narwi i tak też zrobiliśmy. Skręciliśmy za kładką w prawo, minęliśmy otwarte wrota i zacumowaliśmy przy kamieniczkach. Pułtusk to nie Różan, jest dobrze wkomponowany w Narew. Pływa sporo kajaków i rowerków. Krótki spacer na lody i piwo po ładnym miasteczku i płyniemy dalej. Chciałem wypłynąć inną drogą robiąc pętlę pułtuską, ale okazało się że,  te wrota są zamknięte. Trzeba było zawrócić. Drugi postój zaliczyliśmy przy moście. Potrzebowaliśmy uzupełnić paliwo a stąd blisko na stację.
   Dalszy spływ jest łatwiejszy. Jest głębiej bo sięga tu piętrzenie Zegrza. Praktycznie bez mielizn, za to z każdym kilometrem, jest coraz więcej motorówek i skuterów. Kumulacja tego niemiłego zjawiska następuje na Zalewie Zegrzyńskim. Szkoda że nie płyniemy tędy dzień później, byłby spokój.
   Umówiliśmy się z Tomkiem (Pticą) i Agą w Serocku. Mają do nas dołączyć na jeden dzień. Przybiliśmy do przystani tuż za mostem. Obiad w smażalni ryb. To odwleczona rybka z jeziora Szymon na Mazurach.
   W kierunku Nieporętu wystartowaliśmy na żaglach z czteroosobową załogą. Było z wiatrem ale bardzo słabym. Żeglowanie utrudniały fale od motorówek. Dopłynęliśmy do Zegrza około dwudziestej. Aga została wsadzona do taksówki, żeby dojechać do samochodu pozostawionego w Serocku, a reszta towarzystwa zajęła się wieczornymi zajęciami. Tym razem ogniska nie rozpaliliśmy. Drugi i ostatni raz w tym rejsie. Za noc w Wojskowym Klubie Sportowym zapłaciliśmy 35 zł a nasz dzisiejszy dystans to 50 km.

dzień 10 - 24.06
Na śluzie Tillingera
   Rankiem zero wiatru, więc do razu płyniemy na silniku. Do kanału Żerańskiego tylko 4 km. Sam kanał liczy sobie 17 kilometrów, nudnych prostych kilometrów. Na pierwszym moście Na Rzaqa narobił gołąb. To pewnie z powodu Pticy na pokładzie. Na końcu kanału śluza Tadeusza Tillingera. Ciekawostką jest że może piętrzyć wodę zarówno od strony kanału Żerańskiego jak i od strony Wisły. Zanim pokonaliśmy śluzę poszliśmy na zakupy do hipermarketu Auchan na ul. Modlińską. Zdecydowanie za duża powierzchnia, jak na nasze potrzeby.

   Zaraz za śluzą wyjście na Wisłę, ale to już kolejny etap.

Podsumowanie
   Narew ma dosyć wolny prąd, przez co utrudnione jest czytanie wody a w konsekwencji gorsza nawigacja. Porównując z Wisłą jest oczywiście węższa i nie ma praktycznie piaszczystych łach a woda bardziej przejrzysta. Częściej też można zahaczyć o twarde przeszkody pod linią wody, natomiast na Wiśle ląduje się łagodnie na piasku. Mimo wszystko jest ładna i ciekawa. Opis oczywiście dotyczy odcinka którym płynęliśmy.
   Zalew Zegrzyński opanowany przez motorowodniaków. Bardzo mało żaglówek na wodzie a byłoby gdzie pożeglować blisko Warszawy.

    

niedziela, 6 października 2019

Rejs 2019 - etap drugi - Pisa

   Długość - 80 km. W planach mamy na pokonanie Pisy dwa dni.
   W Wikipedii napisali że, jest to jedyna rzeka w tej części Europy płynąca na całej długości w kierunku południowym. W rzeczywistości płynie we wszystkich kierunkach, gdyż jest bardzo pokręcona.
Pierwszy biwak na pisie

dzień 5 - 19.06
   Wypłynęliśmy z Pisza i po kilku kilometrach znaleźliśmy się w lesie. Zatrzymaliśmy się przy małej klimatycznej polance na lewym brzegu rzeki. Na kolacje obowiązkowo i tradycyjnie kiełbasa z ogniska i jeszcze w miarę zimne piwo z Piskiego sklepu.

dzień 6 - 20.06 
   Wystartowaliśmy około dziewiątej. Jak zwykle, nie udaje nam się zebrać wcześniej. Zazwyczaj jest to dziewiąta, czasami nawet dziesiąta, no ale jesteśmy na wczasach.
   Wszystko co czytałem o Pisie potwierdza się, a w zasadzie jedno - jest pokręcona jak chiński makaron. Na szczęście nie na tyle żeby, nasza skrócona płetwa nie dawała rady, bo na większych jednostkach czasami trzeba się wspomagać silnikiem przy skrętach. Z pagaja i skrzynki zrobiłem sobie podwyższone siedzenie, żeby mieć lepszą widoczność przed dziobem. Na zakrętach dosyć mocno nurt wynosi łódź na zewnątrz a nie można płynąć zbyt blisko wypukłego brzegu, ze względu na mielizny. Dodatkowym utrudnieniem są rośliny, które trzeba w miarę możliwości omijać.
   Grubo po południu zatrzymaliśmy się na obiad i kąpiel. Po obiedzie oddałem ster bratu, byłem zmęczony ciągłymi zakrętami. Biwak na lewym brzegu, przed  miejscowością Dobry Las . Okolica z wiejskim klimatem - głównie pastwiska. Przepłynęliśmy dzisiaj 55-60 km.
Krowy przy wodopoju

dzień 7 - 21.06
    Pozostało nam do przepłynięcia kilkanaście kilometrów Pisy, by zacząć kolejny etap - Narew.

Podsumowanie:
   Dwa dni na przepłynięcie rzeki w zupełności wystarczy, dałoby się nawet w jeden dzień ale sterowane jest wyczerpujące. Nurt o średniej szybkości. Trochę roślin które mogą się wkręcić w śrubę. Kilka razy uderzyliśmy mieczem opuszczonym na 20 cm. o jakieś twarde przeszkody. Na szlaku spotkaliśmy tylko kilku kajakarzy, żadnych jachtów ani motorówek poza wędkarskimi łódkami.
   W pierwszej części Pisa wije się przez las. W dwóch miejscach rozgałęzia się i trzeba wybrać odpowiednie koryto. Po wypłynięciu z lasu rzeka staje się nieco mniej zakręcona. W miejscowości Pudełko wraca do ostrego meandrowania i teren zmienia się na podmokły. Potem dominują pastwiska z krowami. Pod koniec szlaku rafa, na szczęście dobrze oznaczona ale trzeba uważać bo nurt momentami przyspiesza.






sobota, 14 września 2019

Rejs 2019 - etap pierwszy - Mazury

   Plan był ambitny. Z Węgorzewa przez wielkie jeziora do Pisza, potem Pisa, Narew, Zalew Zegrzyński, Kanał Żerański do Wisły, następnie Wisłą przez Płock, Włocławek, Toruń, Grudziądz do Białej Góry. Potem jeszcze tylko Nogat z 4-ma śluzami, kanał Jagieloński, Elbląg, 5 pochylni na kanale Elbląskim, j. Ruda Woda, Miłomłyn i już tylko kanał Iławski, by wpłynąć na Jeziorak.To wszystko w trzy tygodnie. Łódka Brocha, Rzaq i Tomasz czyli Ja. I udało się. Teraz można to opisać.


   dzień 1 - 15.06 
Do Iławy przyjechaliśmy z Krakowa nocnym pociągiem. Z dworca odebrał nas Cypek, ten który zaoferował nam pomoc w transporcie jachtu na Mazury. Należą mu się za to podziękowania. Zajechaliśmy do Siemian gdzie zimujemy łódkę. Z plandeki na jachcie niewiele zostało, same strzępy. Po przepakowaniu łajby i drobnych naprawach przyczepki, ruszyliśmy w drogę - ponad 200 kilometrów. Poszło dosyć sprawnie, mimo bezskutecznych poszukiwań w różnych sklepach zaginionego akumulatora do instalacji solarnej na łódce. Trudno, zaczniemy bez prądu.
   Port Keja w Węgorzewie to nasze miejsce wodowania - jedyny slip w mieście, przynajmniej według internetów. Zostaliśmy serdecznie przywitani, podhalańskim "Czterdzieści złotych", to pierwsze słowa jakie usłyszałem na Mazurach, a chodziło o cenę slipu, bardzo ciasnego slipu, nawet jak na moją 485-kę. Po zwodowaniu zjedliśmy obiad, pożegnaliśmy Cypka, małe zaopatrzenie i zatankowanie paliwa w wodnej stacji paliw (bardzo dobry pomysł z tymi stacjami). Mimo stosunkowo późnej pory, postanowiliśmy wypłynąć na Mamry i poszukać jakiegoś dzikiego miejsca na biwak, ponieważ takie preferujemy. Niestety na lewym brzegu gdzie płynęliśmy, same szuwary, tylko jedno prywatne dostępne miejsce. Zaryzykowaliśmy spotkanie z widłami, zwłaszcza że nikogo nie było na miejscu. Po poprzedniej nocy spędzonej w pociągu, wcześniej położyliśmy się spać.


   dzień 2 - 16.06 
Wstałem wreszcie wyspany. Szybkie śniadanie i kąpiel w płytkiej i przejrzystej w porównaniu do Jezioraka wodzie Mamr. Ruszyliśmy w drogę na silniku z powodu braku wiatru, chyba było za wcześnie na wiatr. Po odbiciu zauważyliśmy nerwowe ruchy na miejscu gdzie nocowaliśmy. To chyba gospodarz zorientował się, że ktoś stał przy jego brzegu. Mamry Północne lub Właściwe pokonaliśmy wzdłuż wyznaczonego szlaku wodnego. Potem jezioro Kirsajty i wypłynęliśmy na Dargin. Trochę zaczęło wiać od rufy, więc postawiliśmy żagle. Mieliśmy w planie odbić na jezioro Dobskie, ale zrezygnowaliśmy ze względu na możliwość totalnej flauty, a tam jest strefa ciszy. Po drodze, już na Kisajnie zatrzymaliśmy się na prawym brzegu na obiad w postaci kiełbasy z ogniska. To jezioro należy do kompleksu 6 jezior zwane kompleksem Mamry. Były to kiedyś osobne jeziora połączone strumieniami. Poziom wód podniósł się w XVI - XVII wieku o kilka metrów i jeziora połączyły się.
   Na nocleg wybraliśmy bindugę Zimny Kąt. Sympatyczne miejsce z wieloma małymi pomostami, wiatami, prymitywną łazienką, mini sklepikiem z zupą i piwem i miejscem na ognisko. Czterdzieści złotych, to zdecydowanie za dużo za półdziką przystań, ale cóż, to Mazury. Wcześnie zapłynęliśmy, to i ognisko szybko poszło i o 21-szej było po wszystkim.



   dzień 3 - 17.06
W poniedziałkowy ranek ruszyliśmy w kierunku Giżycka. Bardzo ciekawy, naszpikowany wyspami odcinek jeziora Kisajno pokonaliśmy oczywiście na żaglach. Na jezioro Niegocin można dostać się na dwa sposoby: Świeżo wyremontowanym Kanałem Niegocińskim lub Kanałem Giżyckim z unikalnym mostem obrotowym. Chcieliśmy zawinąć do Giżycka, dlatego wybraliśmy tą drugą opcję. Szczęśliwie trafiliśmy na otwarty most. Zatrzymaliśmy się w porcie Ekomariny, gdzie w sklepie żeglarskim udało nam się nabyć brakujący akumulator. Teraz można szaleć z telefonem i oświetleniem. Zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy obiad przy nabrzeżu portu Żeglugi Mazurskiej gdzie stał akurat statek Derkacz. Ten sam co pływał swego czasu w Iławie. Ruszyliśmy dalej przez Niegocin i jezioro boczne. Wiatr cały czas umiarkowany ale kierunek korzystny. Żeglowanie na chwilę przerywa nam najkrótszy kanał Kula. Potem rynnowe jeziora Jagodne i Szymoneckie. Poczułem się trochę jak na Jezioraku. Dzisiaj biwak w Szymonce Rodzinnej. Prywatna przystań z polem namiotowym, ładnie wystrzyżona trawa, miejsce na ognisko, altana i boisko do siatkówki. Do budynku z łazienką 300 metrów, ale nad jeziorem toy toy. Rozsądna cena - zapłaciliśmy 20 złotych, ale drewno na ognisko cztery dychy. Zrezygnowaliśmy z ogniska, ale tylko na chwilę bo zobaczyliśmy że, drzewa nad naszymi głowami są w połowie suche. Starą metodą na linkę z obciążnikiem, przystąpiliśmy do pozyskania opału. Nie spodobało się to właścicielce do tego stopnia że przyjechała z góry samochodem (za daleko by chodzić, używali do tego również kosiarki) żeby wyrazić swoje niezadowolenie z powodu patyczków utrudniających koszenie trawy. Wyzbieranie wszystkich patyczków zajęło nam pół godziny, ale ognisko zapaliliśmy i kiełbaski upiekliśmy.


   dzień 4 - 18.06
Dziś odcinek z kanałami przedzielonymi małymi jeziorami. Na pierwszym z nich: jeziorze Szymon, pływająca na samym środku smażalnia ryb. Niestety nie udało się spróbować ryby, jesteśmy za wcześnie - nie zaczęli jeszcze sezonu. Po wpłynięciu na Tałty stawiamy oczywiście żagle. Wiatr raczej słaby, ale znów nam się udaje uniknąć halsówki. Przed Mikołajkami taki kontrast: Po prawej burcie wyciąg narciarski i hotel Gołębiewski a na przeciwko stara zaniedbana hala fabryczna. Mikołajki mijamy bez postoju - nic dobrego nie słyszałem o tym mieście, chociaż od wody wygląda sympatycznie. Zrobiliśmy za to sobie krótką przerwę na prawym brzegu Mikołajskiego w miejscu o nazwie "Pole Namiotowe w Zatoce". Mimo że to była bardzo krótka przerwa, zdążył przyjść pan kasjer i skasował nas na piątaka.
   Nocleg zaplanowaliśmy na Popielskim Rogu, tuż przed wyjściem na Śniardwy, tak aby rano wypłynąć na największe polskie jezioro i uniknąć silnego wiatru i fali. Prognozy mówią o zmianie kierunku wiatru na południowo-wschodni, czyli w mordę. Dobrze że ma być umiarkowany. Nie zapłynęliśmy do Rynu, ani nie mamy zamiaru popłynąć w kierunku Rucianego bo chcemy opuścić Mazury przed długim weekendem czyli czwartkiem.
   Na Popielskim Rogu nie ma żadnej infrastruktury, chociaż w aplikacji widnieje marina - pewnie została zlikwidowana. Nie przeszkadza nam to wcale - jesteśmy samowystarczalni. Chociaż zimne piwo by się przydało. Do sklepu w Popielnie niecałe dwa kilometry. Po wielogodzinnym siedzeniu na łajbie, spacer mi dobrze zrobi. Wieczorem jak zwykle ognisko z kiełbaską.



   dzień 5 - 19.06
Wyszliśmy na Śniardwy. Na razie wiatr słaby, ale da się płynąć prawym bajdewindem w kierunku Pisza. Wielkość jeziora robi na nas, żeglarzy szuwarowo-bagiennych wrażenie. Wiatr równiejszy niż na mniejszych jeziorach, chociaż też trzeba trochę sterem pracować. Z czasem siła wiatru zwiększa się a kierunek stopniowo skręca na południowo-wschodni taki jaki był w prognozach. Trzeba halsować. Żeglujemy tak żeby nie tracić z oczu toru wodnego. Na jeziorze widać tylko kilka żaglówek, mniej niż na innych jeziorach Mazur. Ostatnie żeglowanie na jeziorze Seksty (to taka zatoka Śniardw) i zmieniamy napęd na mechaniczny.
   Wpływamy na najdłuższy na Mazurach kanał Jegliński ze śluzą Karwik - tutaj też pusto. Jeszcze przeskok przez jezioro Roś i jesteśmy na Pisie w Piszu. Czas na przerwę obiadową. Po prawej stronie ładne miejsca cumownicze. Spłoszyła nas tabliczka Hotelu nad Pisą z wysoką ceną za cumowanie. Cóż, pozostało nam zarośnięte nabrzeże przy zlikwidowanym lokalu. W Piszu zrobiliśmy zakupy i zjedliśmy pizze a następnie zaczęliśmy spływ Pisą, ale o tym w następnym odcinku.



   Podsumowanie
Wielkie Jeziora Mazurskie to chyba najatrakcyjniejsze miejsce do żeglowania w Polsce. Duże czyste jeziora połączone stosunkowo krótkimi i dobrze utrzymanymi kanałami. Można je przepłynąć w 3-5 dni, tak jak my a można zbaczać z głównego szlaku i żeglować nawet kilka tygodni. Bogata infrastruktura, bardzo dużo portów i bindug. Pozytywnym zaskoczeniem dla nas była mała ilość motorówek, być może w czasie wakacji jest ich więcej.
   Minusem jest wszechobecna komercja, za wszystko się płaci, na przykład drewno do ogniska. Trudno jest znaleźć dzikie miejsce odpowiednie na biwak, czy choćby zatrzymania się na chwilę. W szczycie sezonu utrapieniem może być też, tłok na wodzie i problem ze znalezienia miejsca w porcie. W czerwcu nie ma z tym problemu.

piątek, 14 czerwca 2019

Ruszamy w rejs

   Dwa lata szybko minęły i stało się, jutro ruszamy, start z Węgorzewa, potem Giżycko, Mikołajki, Pisz, Nowogród, Ostrołęka, Pułtusk, Warszawa, Płock, Włocławek, Toruń, Grudziądz, Malbork, Elbląg i na Jeziorak. Tak jak dwa lata temu: Rzaq, Tomasz i łódka Brocha.
   Skromna relacja na Faceboku: https://www.facebook.com/Buraczki-Sailing-Team-158396834207405/

   Po powrocie dokładniejszy opis na tym blogu.



czwartek, 8 lutego 2018

rejs 2019

   Tak nam się spodobał ubiegłoroczny spływ Wisłą, że zaplanowaliśmy już nowe przedsięwzięcie w 2019 roku. Trasa będzie przebiegać następująco: Wodowanie w Węgorzewie, następnie szlakiem wielkich jezior mazurskich czyli Mamry, Dargin, Kisajno, Niegocin, Tałty, Mikołajki, Śniardwy i Roś do Pisza. Następny etap spływ rzeką Pisą i Narwią do zalewu Zegrzyńskiego, skąd kanałem Żerańskim do Warszawy.
Pisa 
Potem już powtórka z 2017, czyli Wisłą i Nogatem do Malborka i dalej kanałem Jagielońskim przez Elbląg na kanał Elbląski z metą na Jezioraku. Maksymalny czas podróży obliczyłem na 24 dni. Różnica poziomu pomiędzy jeziorem Roś a Elblągiem wynosi 115 m, oczywiście w dół, a potem 99 metrów w górę na pochylniach.
   Pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku wodnym.