środa, 4 grudnia 2019

Rejs 2019 - etap czwarty - Wisła

  
Płock - zdjęcie wykonane przez Pana Andrzeja bywalca Jezioraka
    Odcinek Wisły z Warszawy do Białej Góry (początek Nogatu) liczy 360 kilometrów. Po drodze 41 kilometrów zalewu Włocławskiego na którym mamy zamiar rozwinąć żagle. Orientacyjny czas rejsu to 6 dni. Ten etap przepłynęliśmy dwa lata temu, więc mamy jakieś doświadczenie. Chociaż Rzaq większość przeleżał na koi z powodu wypadku ze stopą, ale o tym już pisałem w 2017 roku.
dobijanie do wyspy



Dzień 10 - 24.06
   Wypłynęliśmy na Wisłę na 520 kilometrze. Od razu dostaliśmy przyspieszenia którego powodem był szybki nurt, a szybki nurt to łatwiejsze czytanie wody. Wyższy poziom wody niż w poprzednim rejsie.
   Przerwę na obiad zrobiliśmy sobie przy wyspie na wysokości Jabłonnej. Trochę tam mulisty brzeg.
   Za mostem im. Józefa Piłsudskiego gdzie Rzaq dwa lata temu przedziurawił stopę, skręciliśmy w prawo na Narew, przez co mogliśmy obejrzeć stary spichlerz z każdej strony. A ten manewr wykonaliśmy po to, żeby wysadzić naszego towarzysza podróży Pticę na plaży za twierdzą Modlin, a przed mostem drogowo-kolejowym. W dalsza drogę przyszło nam płynąć we dwójkę.
  
Spotkaliśmy odkrytą żaglówkę bez silnika. Okazało się że chcą dopłynąć do Włocławka, i udało im się - widzieliśmy ich później na zalewie.
   Biwak na prawym brzegu w miejscowości Smoszewo (564 km). Komary mocno utrudniały spędzanie czasu przy ognisku. Dziś przepłynęliśmy około 65 km. z czego 44 Wisłą.

Dzień 11 - 25.06
   Upał. Część dystansu pokonaliśmy na spinakerze. Wiatr z tyłu spotęgował gorąco. Z tego powodu
Na Narwi - niedaleko ujścia do Wisły
zatrzymaliśmy się dzisiaj już około szesnastej na dużej łasze przy wyspie - 621 kilometr. Mimo tego dzisiejszy dystans to 57 kilometrów a do Płocka niedaleko. Komary znów w natarciu, mimo mocnego środka nie odpuszczają.

Dzień 12 - 26.06
   Rano zapłynęliśmy do portu w Płocku, tego przy molo wzdłuż brzegu i amfiteatrze. Żeby dojść do miasta trzeba się mocno napocić, wysoko jak na Polskę północną. Pierwsze knajpy właśnie się otwierały, więc zimne piwo i jeszcze zimniejsze lody znalazły miejsce w naszych przełykach. Jeszcze "małe" zakupy, wymiana płetwy sterowej na żeglarską i możemy stawiać żagle.
   Wiatr zmienił kierunek na zachodni więc płyniemy bajdewindem, ale to nawet dobrze bo upał nie odpuszcza a to zawsze trochę chłodniej.
   Zatrzymaliśmy się za Nowym Duninowem w jakimś starym ośrodku. Zjedliśmy obiad na stacji w klimatyzowanym pomieszczeniu - przy tych temperaturach to luksus.
   Po obiedzie ruszyliśmy dalej na żaglach, ale po chwili wiatr skręcił na mordewind, a może to jezioro skręciło. W każdym razie był za słaby wiatr na halsowanie, więc przeszliśmy na napęd mechaniczny. Dobrze że udało nam się chociaż połowę zalewu pożeglować.
   Na nocleg wypatrzyliśmy sobie (w internecie) zatokę w Zarzeczewie na prawym brzegu . Ale nie marinę, tylko miejsce opanowane przez lokalnych wędkarzy. Nieco zaśmiecone ale ładnie położone i bez komarów! Co chwilę żaby dają recital stereo w blasku księżyca i ogniska.
   Dziś przepłynęliśmy 51 kilometrów.

Dzień 13 - 27.06
   Śluzowanie we Włocławku mamy o jedenastej, wiec zmieniamy płetwę na rzeczno-kanałową i
śluza Włocławek
ruszamy na silniku. Od rana dosyć mocno wieje, fale coraz większe. dobrze że mamy tylko kilka kilometrów do śluzy. Tym razem do operacji podchodzimy na luzie - w odróżnieniu do poprzedniego rejsu. Dalej wysokość śluzy robi duże wrażenie. Obliczyliśmy że trzeba przepuścić przez nią 20 milionów litrów wody, a to kosztuje 7 złotych i 20 groszy.
   Płyniemy dalej, coraz większe fale przy wietrze pod prąd mocno utrudniają żeglugę, zwłaszcza na płytkich bystrzach. Postanowiliśmy to przeczekać w porcie Włocławskim. Przy okazji zwiedziliśmy miasto i uzupełniliśmy zaopatrzenie.
   Niewiele to pomogło ale nie ma co czekać dłużej. Jakoś poszło, zwłaszcza gdy Rzaq schował się do kabiny i dziób poszedł trochę w dół. Rafę za Włocławkiem też pokonaliśmy bez problemu.
   Następna przerwa w Nieszawie. Miasteczku gdzie kręcono film "Wiosna panie sierżancie". Niewiele się od tego czasu zmieniło: Rynek, kilka uliczek i prom. Ale znalazła się nawet restauracja, co prawda tylko jedno danie, ale smaczne zrazy.
  Cuma na dzisiejszą noc przypadła na 722 kilometrze, znowu na prawym brzegu, niedaleko do Torunia. Miejsce wygląda na były prom, a jak się później dowiedziałem to przeprawa czołgowa. W tym miejscu bród istniał od zawsze. Przeprawiali się tutaj: Hunowie, Wandalowie, Burgundowie, Goci i Gepidzi.
  Dziś 50 kilometrów na wodzie.

Dzień 14 - 28.06
   Toruń. Płynąc Wisłą koniecznie trzeba odwiedzić to miasto. Tak też uczyniliśmy i to był nasz
jedyny dzisiejszy przystanek.
   Cały czas meandrujemy z prawego na lewy brzeg i z powrotem. Może się znudzić.
   Tradycyjnie wieczór spędziliśmy na prawym brzegu, przy ognisku i przy komarach. 797 kilometr, przed Chełmnem, dystans 75 km.

Dzień 15 - 29.06
   Dzisiaj musimy się dostać do Media Experta w Świeciu. W tym celu popłynęliśmy wąska rzeczką Wdą trzy kilometry pod prąd, a że trzeba nam było kupić paliwo to jeszcze dwa do młyna. Bardzo czysta woda, przez co było widać ryby, masę śmieci na dnie a przy okazji niebezpieczne głazy. nie było to łatwe przedsięwzięcie. Rzaq siedział na dziobie i wydawał polecenia. Wielokrotnie zahaczaliśmy położonym masztem o gałęzie. Przy młynie nie było większych problemów z dobiciem, bo jest tam stanowisko dla kajakarzy, ale na wysokości Media Experta musieliśmy się przedzierać przez zarośla i wychodzić po śliskim, gliniastym brzegu. No ale daliśmy radę i wróciliśmy w całości na szerokie wody królowej polskich rzek.
   
Grudziądz - przy małej elektrowni wodnej
Następnym przystankiem jest Grudziądz z majestatycznymi spichrzami nad Wisłą. Zatrzymaliśmy się przy małej starej elektrowni wodnej. Mieści się tam Towarzystwo Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych. Na rynku zjedliśmy pizzę. Trochę zaskoczył nas widok tramwaju jadącego przed samym lokalem.
   Biwak na 840 kilometrze. Mała łacha miedzy ostrogami. Rzaq poszedł na ostrogę łowić ryby na spinning i złapał za ogon 40 centymetrowego Bolenia. Na szczęście dla niego, wymsknął się w ostatniej chwili a miałem go już prawie w ręce. Dlatego na kolację kiełbasa z ogniska. Przepłynęliśmy tylko 43 kilometry Wisły plus koło 10 na Wdzie.

Dzień 16 - 30.06
   Niedziela, zapowiadają upał 35 stopni. Mamy spotkanie z Cyganem, Sylwią i Stankinem w Korzeniewie. Prawie cały dzień spędziliśmy u Stankina w chłodnej "Centrali" na rozmowach przy piwie i potrawach z grilla. Z tego powodu nasz dzisiejszy dystans to 30 kilometrów z ostatnim postojem na Wiśle. Tym razem jest to ostroga dwa kilometry za mostem w Korzeniewie. Chociaż było późno, to ogniska sobie nie odpuściliśmy a komary też nam nie odpuściły, jak zawsze na Wiśle w tym roku. 870 kilometr.


Dzień 17 - 1.07
   Do Białej Góry gdzie mamy wpłynąć na Nogat zostało nam kilkanaście kilometrów. Mało brakło a przegapiłbym wejście, ale udało się.

Podsumowanie:
   Wisła płynie się lepiej niż Narwią. Jest szybszy prąd, co przekłada się na czytanie rzeki. Jest tez więcej piasku, co z kolei pomaga w razie wpłynięcia na mieliznę i oczywiście jest więcej miejsc na potencjalny biwak - zwłaszcza na odcinku do przed Włocławkiem. W ogóle trzeba podzielić przebyty przez nas odcinek Wisły na trzy części: Pierwsza Warszawa - Płock - półdzika, z wieloma wyspami odnogami i łachami przez co ciekawa. Druga to zalew Włocławski - dobra do żeglowania. Trzecia - od Włocławka - uregulowane szerokie koryto z ciągłymi zmianami toru wodnego z jednego brzegu na drugi.
   Wody (wbrew temu co mówią hydrolodzy) w tym roku było więcej niż dwa lata temu. Zdecydowanie więcej też było komarów - tak wiem że się powtarzam, ale to ostatni raz.
   Plan rejsu przewidywał 6 dni a wyszło nam 7. Spowolnił nas upał i wycieczka na Wdę.


  

    więcej zdjęć


    

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzaq uważa że, ten boleń miał co najmniej 50 cm. Wędkarze często powiększają swoje ryby, a zmniejszają cudze.

    OdpowiedzUsuń