Elbląg |
Dzień 17 - 01.07
Przepłynęliśmy przez śluzę w Białej Górze i zatrzymaliśmy się zaraz za nią przy nowej przystani. Blisko stąd do wiejskiego sklepu, gdzie można posiedzieć na huśtawce i pogadać ze sprzedawcą o lokalnych problemach. Okazało się że zna naszego przyjaciela z Malborka, a mowa o Bosym Rysiu. Znaczy jesteśmy prawie w "domu". Przed dalszą podróżą oglądnęliśmy jeszcze śluzę w Białej Górze od strony lądu. Zdecydowanie wyróżnia się swoją architekturą od innych tego typu obiektów.
Dzisiaj mamy do przepłynięcia jeszcze dwie śluzy: Szonowo i Rakowiec, bo mamy zamiar zatrzymać się zaraz za tą drugą żeby odwiedzić znajomych sadowników Miodków. Na Nogacie prąd jest tak mały że, w zasadzie niezauważalny. Jest na tyle szeroko że, żegluga jest całkiem przyjemna. Widoczki też niczego sobie.
Do Miodków dotarliśmy późnym popołudniem. Ucieszył się z nowego rusztu którego z takim trudem odbieraliśmy w Świeciu. Po spotkaniu poszliśmy spać do jachtu, żeby z rana wyruszyć w dalszą drogę. Postój na 24 kilometrze Nogatu a przepłynęliśmy dziś 40.
Dzień 18 - 02.07
Ruszyliśmy po śniadaniu. Pozostała nam jedna śluza Michałowo do przejścia. Wszystkie śluzy są podobne, z ręczną obsługą przepustów i wrót. Tą obsługiwała kobieta, raczej nie wyglądała na wegankę.
Rzeka robi się jakby szersza, Część dystansu udało nam się pokonać na napędzie łączonym - silnik plus fok, a niekiedy na samym foczku, i tak dopłynęliśmy do 52 kilometra gdzie skręcamy w prawo na kanał Jagieloński. Kanał wybudowany w 1483 roku ma niepełna 6 kilometrów. Te sześć kilometrów ciągną się jakby to było sześćdziesiąt. Wszystko przez widok ograniczony do wysokich trzcin po obu stronach kanału.
Wylądowaliśmy na starym mieście Elbląga. Zwiedziliśmy pobieżnie starówkę, zjedliśmy obiad i uzupełniliśmy zapasy. Trzeba warkotać dalej, bo mamy zamiar dotrzeć do pochylni.
Kilka kilometrów rzeki Elbląg i wpływamy na Jezioro Drużno lub Druzno. Wyjątkowe jezioro, prawie całkiem zawładnięte przez roślinność. Tylko pogłębiona droga wodna przypomina że mamy tu wodę. Przeróżne gatunki ptaków, od Łabędzi do Rybitw i Bielików.
Trudno wyczuć moment kiedy jezioro przechodzi w kanał Elbląski. Sześć kilometrów kanału do pochylni Całuny. Przed pochylnią dogodne miejsce do cumowania ze stołami, chińską sławojką i miejscem na ognisko. My zacumowaliśmy kilkadziesiąt metrów wcześniej, bo przy nabrzeżu był komplet. Oczywiście ognisko kiełbaski i coś na trawienie. Dzisiaj 54 kilometry na wodzie.
Drużno |
Dzień 19 - 03.07
Pochylnia Całuny wybudowana jako ostatnia zastępując 5 śluz, jako jedyna ma napęd turbinowy - pozostałe koło wodne. Opłatę za wszystkie pięć pochylni należy uiścić w maszynowni, to około pięćset metrów od nabrzeża cumowniczego. Spory spacer, ale przy okazji można obejrzeć pochylnie z pozycji lądu. Przed pochylniowaniem (nowe słowo stworzone analogicznie do śluzowania) podzieliliśmy się obowiązkami: Rzaq został cumowniczym a Ja zająłem się obsługą silnika, miecza i steru. Po trzech pochylniach zamieniliśmy się rolami. Za ostatnią pochylnią Buczyniec przystań, można zwiedzić Izbę Historii Kanału Elbląskiego lub coś przekąsić. My zrezygnowaliśmy z tych atrakcji i ruszyliśmy dalej, akurat w tym samym momencie co 5 pozostałych łódek. podejrzewam że, to były wszystkie które dzisiaj płynęły
kanałem. Obiad zjedliśmy prawie w biegu. Prawie oznacza że jednak zatrzymaliśmy się ale bez dobijania. Jak chcieliśmy wystartować, to akurat pojawiło się największe od czasów Jana Pawła II stado kajakarzy, co nieco wydłużyło postój.
Dopłynęliśmy do Czupli na Rudej Wodzie i postanowiłem spróbować użyć spinakera. Rzaq był sceptyczny i jak się później okazało - słusznie. Po krótkiej chwili wiatr, a raczej półwiatr okazał się porywisty. Musieliśmy ratować się szybkim i nieudolnym zwijaniem żagla. Dalej poszliśmy na foku, co też nie trwało zbyt długo, bo jezioro niekorzystnie skręca na południe, a nie mieliśmy ochoty na instalacje bomu z grotem i uruchomiliśmy ostatecznie katarynę. I tak przepłynęliśmy resztę Rudej Wody, kilka pomniejszych jeziorek przerywanych kanałem i wpłynęliśmy na Jezioro Ilińskie znane z czyściutkiej turkusowej wody - zwłaszcza za mostem kolejowym, gdzie był cel naszej dzisiejszej podróży. Zatrzymaliśmy się po lewej stronie wąskiej zatoki. Oczywiście kąpiel obowiązkowa, mimo stosunkowo niskiej temperaturze. Obowiązkowe też ognisko.
Dziś 43 kilometry - to nie tak mało zważywszy na pochylnie.
Dzień 20 - 04.07
To był ostatni postój w tym rejsie. Skorzystaliśmy z okazji i poupychaliśmy na Broszce gdzie się dało drewno bo na Lipowej może być krucho z tym towarem. Jeszcze jedna poranna kąpiel w krystalicznej wodzie Jelonka i można płynąć do Siemian. Do celu około 20 kilometrów.
Zanim weszliśmy na kanał Iławski, skręciliśmy do tak zwanego Portu w Miłomłynie, żeby zrobić większe zakupy. A że nie lubimy daleko chodzić, przepłynęliśmy pod niskim mostem i zatrzymaliśmy się pod samą Biedronką i Lewiatanem. Dobrze zaopatrzeni we wszystko co może być potrzebne łącznie z drewnem na opał. dopłynęliśmy do Jezioraka. Tu oczywiście przezbroiliśmy łajbę do funkcji żeglarskich i dopłynęliśmy do Siemian na obiad a potem do "domu" czyli na Cypel Buraczkowy. Rejs zakończony pomyślnie.
Podsumowanie:
- przepłynęliśmy 850 kilometrów w 20 dni
- pokonaliśmy 7 śluz i 5 pochylni
- spaliliśmy około 40 litrów paliwa
- wystartowaliśmy z poziomu 116 metrów a skończyliśmy na 99 m najniższy punkt 0 m
Dziwie się dlaczego tak mało ludzi spędza wakacje w ten sposób. Nie jest to takie trudne - wystarczy odpowiednia łódka, odpowiednia załoga, podstawowe doświadczenie, dobry plan i trochę wolnego czasu.
Z uwagi na rozładowane baterie nie mamy więcej zdjęć z tego odcinka rejsu.